wtorek, 15 marca 2011

Tam gdzie Biscotto....część 8

Punta Helbronner i Aosta

         Po pokonaniu opisanej już trasy do Verres, z niezmiennymi przeżyciami natury religijnej, mijamy Aostę i dojeżdżamy niemal pod granicę francuską. Krajobraz surowieje. Szczyty wokół autostrady robią się coraz wyższe i  zaczyna pojawiać się na nich śnieg. Przez dolinę Veny docieramy do La Palud.

Poprzez dwie stacje pośrednie, pokonując w pół godziny przewyższenie ponad 2000 m, wjeżdżamy na wysokość 3462 metrów do punktu widokowego Punta Helbronner, na granicy włosko - francuskiej. Temperatura wynosi przyjemne czternaście stopni. Wokół Aiguille du Midi po francuskiej stronie rozpościerają się  połacie zbitego śniegu.    
 
Panoramicznie układające się w tym miejscu szczyty odcinają się od śniegu stalową szarością, czernią, a w przypadku Mont Blanc du Tacul nawet ceglastą czerwienią. Widzimy czterotysięczniki: Aigulles Blanche, Mont Blanc de Courmayeur, skryty za chmurami Mont Blanc, Mont Maudit, a po przeciwnej stronie Ząb Giganta i Grandes Jorasses.

Panoramę zamykają zielone, przyprószone śniegiem szczyty nad La Palud i Courmayeur. Niestety, nie udało się uciec od inspiracji fotografią zamieszczoną w katalogu.

Zjeżdżam ze szczytu przed resztą wycieczki. Kupuję kanapkę z prosciutto crudo i fontiną – miejscowym delikatnym serem. Urządzamy też sesję fotograficzną  w górskiej rzece, korzystając z okazji, zanim inni wpadną na ten sam pomysł.
         Popołudniem zwiedzamy Aostę. Miasto w swej starej części umiejętnie wykorzystuje do dziś pozostałości rzymskiej kolonii, jak choćby Porta Praetoria. Nie zdołało wszelako wykrzesać w nas entuzjazmu pozwalającego pokonać blanszujący upał i zwrócić uwagę na dość przeciętne zabytki w większym stopniu niż na butelki grappy z   zatopionymi w niej owocami i ziołami. Może następnym razem.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz