wtorek, 8 marca 2011

Tam gdzie Biscotto merda ogonem....

No to spróbujmy z pierwszą częścią relacji z podróży po północnych Włoszech, jaką odbyłem w lipcu ubiegłego roku.

Tam, gdzie Biscotto merda ogonem, a Sfinks nie zadaje pytań- osobiste zapiski z podróży po północnych Włoszech.

Krajobrazy Górnej Adygi, gdzie wchodząc do sklepu w odpowiedzi na „Buon Giorno” usłyszeć można „Grüss Gott”, ustępowały powoli miejsca krainie o bardziej feudalnym charakterze.  Podróżując cały czas wśród gór wzdłuż drogi,  zaczęliśmy dostrzegać skały, na których wyrastały zamki o architekturze specyficznej dla  werońskiej części Veneto, ograniczającej się zaledwie  do kilku smukłych prostopadłościanów, zwieńczonych blankami.
Wreszcie  droga zaczęła się wić. Raz po raz, to po prawej, to po lewej stronie ukazywało się jezioro Garda. Widziane z góry w wąskiej niecce wywołało zwyczajny  zachwyt wycieczki wyrażony trzaskami migawek przy autokarowych szybach. Tak  rozpoczął się pierwszy z trzech etapów podróży, podjętej z pewnym opolskim biurem turystycznym.
Pejzaże północno-zachodnich regionów Włoch, nie tak popularnych, jak ich sąsiedzi Veneto i Romania-Emilia, można opisać przy pomocy trzech pojęć: jeziora, góry  i… metropolie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz