Tam, gdzie Biscotto merda ogonem, a Sfinks nie zadaje pytań- osobiste zapiski z podróży po północnych Włoszech.
Krajobrazy Górnej Adygi, gdzie wchodząc do sklepu w odpowiedzi na „Buon Giorno” usłyszeć można „Grüss Gott”, ustępowały powoli miejsca krainie o bardziej feudalnym charakterze. Podróżując cały czas wśród gór wzdłuż drogi, zaczęliśmy dostrzegać skały, na których wyrastały zamki o architekturze specyficznej dla werońskiej części Veneto, ograniczającej się zaledwie do kilku smukłych prostopadłościanów, zwieńczonych blankami.
Wreszcie droga zaczęła się wić. Raz po raz, to po prawej, to po lewej stronie ukazywało się jezioro Garda. Widziane z góry w wąskiej niecce wywołało zwyczajny zachwyt wycieczki wyrażony trzaskami migawek przy autokarowych szybach. Tak rozpoczął się pierwszy z trzech etapów podróży, podjętej z pewnym opolskim biurem turystycznym.
Pejzaże północno-zachodnich regionów Włoch, nie tak popularnych, jak ich sąsiedzi Veneto i Romania-Emilia, można opisać przy pomocy trzech pojęć: jeziora, góry i… metropolie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz